Bardzo często dostaję e-maile z pytaniami o ubezpieczenia, dlatego postanowiłem przybliżyć ten temat z pomocą mojego przyjaciela, który zawsze mnie ubezpiecza, Michała. Jeżeli macie jakieś pytania albo chcecie, żeby pojawiły się kolejne części w tym cyklu, to, proszę, zostawcie komentarze.
Część I: Suma ubezpieczenia
Telefon zadzwonił około południa. Odebrałem, mimo że uczestniczyłem w ważnym spotkaniu. Impuls. Może zawodowa intuicja, która wykształciła się po latach. Aczkolwiek łudziłem się, że to jakaś błahostka. Te „najgorsze” telefony zwykle mają miejsce nocą albo o świcie.
– Panie Michale, bo oni mi coś wstrzykują, chyba Tramal, dużo Tramalu – bełkotał ktoś po drugiej stronie. Po chwili skojarzyłem, że rozmawiam ze stałym klientem naszej multiagencji, panem Mariuszem.
– Gdzie pan jest? – próbowałem ustalić, zastanawiając się, kto może mojemu Klientowi aplikować silny lek przeciwbólowy w porze lunchu.
– Austria! To jest Austria! Austriacy mi wstrzykują – powtarzał jak w transie.
– Ale czemu pan jest w Austrii?
– Wyskoczyłem na narty, a oni mi wstrzykują Tramal… Czuję takie dziwne mrowienie…
– Miał pan wypadek?
– Chyba tak. Bo teraz mi wstrzykują. Boli mnie. Jechałem na nartach, a teraz pełno tu Austriaków. Wstrzykują i ciągle mówią „Versicherung, Versicherung”!
– Chcą sprawdzić, czy jest pan ubezpieczony, zanim zaczną operację.
– Panie Michale, bo ja odpływam powoli… Wstrzykują… Jestem ubezpieczony?
Na szczęście pana Mariusza – kilka miesięcy wcześniej do pakietowej polisy mieszkaniowej dołączyliśmy całoroczne ubezpieczenie kosztów leczenia za granicą z rozszerzeniem o uprawianie sportów zimowych. Tak na wszelki wypadek – gdyby klient zapomniał ubezpieczyć się na konkretny wyjazd albo po prostu spontanicznie chciał wyskoczyć na weekend na Słowację. Wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych w skali roku okazał się wyśmienitą „inwestycją” i deską ratunku. Klient „odpłynął”, więc w porozumieniu z centrum alarmowym i przedstawicielami kliniki w Alpach ogarnęliśmy szybko papierologię, a lekarze przystąpili do skomplikowanej operacji uszkodzonego barku. Od tego momentu denerwowałem się już tylko ja, a klient smacznie spał na stole operacyjnym.
Suma ubezpieczenia w przypadku tej konkretnej polisy opiewała na 100,000 złotych. Z jednej strony – nie jest to mało, jeśli popatrzymy na tłumy podróżnych, którzy poruszają się po świecie z polisami na 10,000 czy 15,000 euro. Ale z drugiej…
Będąc w posiadaniu szczątkowych danych zacząłem sumować. 500 euro – zwiezienie toboganem ze stoku i transport do kliniki. Następnie udzielenie pierwszej pomocy w ambulatorium, znieczulenie. Kolejne setki euro. Sama operacja barku wraz z pobytem w szpitalu – grubo ponad 10,000 euro. A tutaj okazało się w międzyczasie, że w drugiej ręce trzeba jeszcze operować jeden z palców. Gdyby w grę wchodził dodatkowy zabieg, np. kręgosłupa, albo przetransportowanie pacjenta do kraju specjalnym środkiem transportu zaordynowanym przez lekarza (np. karetką z sanitariuszem), to budżet tej medycznej „imprezy” mógłby mieć „polski charakter”, a mianowicie – nie domknąć się.
Nie trzeba być radzieckim uczonym, aby zdawać sobie sprawę, że wyższa suma ubezpieczenia oznacza wyższą składkę za polisę. Do tematu kosztów leczenia za granicą trzeba jednak podejść tak, żeby – jak mawiają – i wilki był syty, i Kansas City. Jadąc na weekend do Wiednia, aby w sobotę pokazać się w tamtejszej operze, a w niedzielę zakąsić Zipfera sznyclem, zadowólmy się sumą minimum 100,000 złotych. Podobnie jeśli planujemy clubbing we Lwowie albo „plażing” w Bułgarii. Im ryzyko większe (w przypadku sportów zimowych nie podlega ona dyskusji), a także im większa odległość dzieląca nas od domu – przyjmujmy realną sumę ubezpieczenia – od stu kilkudziesięciu złotych wzwyż, pamiętając równocześnie, że w krajach wysoko rozwiniętych ceny świadczeń medycznych mogą być naprawdę astronomiczne.
Nawet jeśli podróżujemy po terytorium Unii Europejskiej, dzierżąc dumnie w dłoniach EKUZ (czyli Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, której cienie i blaski opiszę w kolejnym odcinku), możemy – w razie wypadku bądź problemów ze zdrowiem – powrócić do kraju z rachunkami sięgającymi tysięcy, a nawet dziesiątek tysięcy euro. Tymczasem ceny sensownych polis oferowanych przez renomowane towarzystwa ubezpieczeń rozpoczynają się od kwoty… około 1 euro za każdy dzień ochrony.
Michał Malczyński – prezes multiagencji Fabryka Ubezpieczeń Sp. z o.o. Redaktor magazynu www.krowoderska.pl.Komparatysta. Słowianofil. Podróżnik. Cukroholik. Bez pamięci zakochany w reportażu, włoskich samochodach i dobrej whisky.
