Na Siquijor, małej magicznej wysepce, życie toczy się powoli, ale raz na jakiś czas jesteśmy świadkami ciekawych wydarzeń, które mają skalę może i międzynarodową. Tak też się stało kilka tygodni temu, kiedy to Siquijor zostało zaproszone do zrobienia jednego z przystanków dla regat odbywających się na Filipinach. Nie będę tutaj się rozpisywał, co to były dokładnie za regaty, bo nie znam się na tym, ale w nazwie przypominały mi Władcę Pierścieni, po czym się okazało, że to rodzaj łódki, którą się przemieszczali uczestnicy wyścigu… Taka jest moja znajomość sportów wodnych.
Piszę o tym wydarzeniu, bo było to dla nas ciekawe doświadczenie, kiedy to jedna z plaż na Siquijor zmieniła się nie do poznania, a my obserwowaliśmy małe „Boracay” tuż pod naszym nosem. Boracay to jedna z wysp na Filipinach która została uznana przez wszystkich za największą imprezownie w tym kraju. Dziewczyny w bikini, bary na plaży i muzyka przez cały dzień.
Przez cały piątek i sobotę od rana na Paliton Beach można było posłuchać muzyki, rozłożyć się wygodnie w hamaku i delektować się dobrym koktajlem wyskokowym. Różnego rodzaju pokazy połączone z przybyciem regat i masą turystów. Dla innych równie interesujące było uczestniczenie w lekcjach yogi. Na zakończenie każdego dnia spory koncert i sztuczne ognie z barki na wodzie. Naprawdę było co oglądać i co robić. Do popularniejszych atrakcji należała jazda na „bananie” albo jazda konna. Miłośnicy sportów wodnych mogli spróbować swoich sił na katamaranie albo wypożyczyć wielką deskę z wiosłem, na której się stoi i odpycha, co się okazało jak dla mnie nie takie proste. Dwa dni wyjęte z życia dla większości z nas i możliwość spotkania znajomych z każdego zakątku wyspy. Cała wyspa dosłownie tam była, każdy wiedział o tej imprezie i musiał tam być, bo to wydarzenie było jednym z nielicznych i pierwszy raz się odbywało na naszym podwórku.
Ja byłem tam też jeszcze z innego powodu. Baha Bar, dla którego pracuję, zostało zaproszone do pomocy w organizacji i tak jak kilka innych resortów, restauracji postawiło swój mały namiocik, żeby sprzedawać chłodzące drinki dla spragnionych turystów. Namiocik to może mało powiedziane, bo chłopaki, którzy pracują dla Baha Bar, postanowili przyjechać kilka dni wcześniej i zbudowali dosłownie mały bar z bambusa. Prezentował się najlepiej ze wszystkich wystawionych resortów. Dodatkowo ustawiliśmy wygodne fotele i kilka hamaków, żeby można było odpocząć. Miejsce się cieszyło ogromnym zainteresowaniem, bo było unikalne.
