Ostatnim zdaniem, jakie wypowiedziałem, żegnając się z uczestnikami Timex Expedition Team podczas mojej pierwszej wyprawy do Rumunii było: „ ja tu jeszcze wrócę”. Nie musiałem długo czekać. Dzięki uprzejmości poznanych również na tej wyprawie osób, kolejny raz miałem okazję zwiedzić ten piękny kraj. Rumunia to wspaniałe miejsce, nie tylko ze względu na off-road, ale również na widoki i dzikie tereny, które odbiegają wyglądem od polskich. Wyjazd wpisał się w ramę podróży spontanicznych, ponieważ samodzielnie musieliśmy załatwić samochód oraz przygotować się sprzętowo i logistycznie. Seat, którym na
co dzień podróżuję, zdecydowanie odbiegał od standardów trasy, jakimi mamy się poruszać. Z pomocą przyszedł mi Łukasz, którego nie trzeba było długo namawiać. Do ekipy klasycznego Jeep’a Cherokee brakowało tylko jednej osoby, tym szczęściarzem był Mateusz. Jak okazało się w późniejszym czasie, niezastąpiony dla całego zespołu mechanik, któremu aż oczy błyszczały na widok jakiejkolwiek awarii samochodu. Tydzień na przygotowanie samochodu, w ostatniej chwili zrobione zakupy i ogień do polskiej miejscowości Dukla. Na podkarpaciu w piątkowy poranek odbyła się odprawa całej ekipy i punkt zbiórki.
Trasa tak jak wcześniej prowadziła przez Słowację oraz Węgry. Omijaliśmy płatne drogi, bez konieczności kupowania winiet. Jedyna opłata jaką ponieśliśmy w samej drodze to winieta w 
Rumunii (ok. 14 zł na 7 dni). Po męczącej podróży zameldowaliśmy się w pierwszej miejscowości Sapante, przy samej granicy z Ukrainą. Nocleg, ostatnie poprawki w samochodach i już w sobotę rano zaczęliśmy off-road, tak było przez cały dzień. Oczywiście był to dzień pełen przygód, problemy z samochodami i strome podjazdy na każdym kroku, co chwilę wyciąganie się z błota, pomimo tego, że było to męczące, sprawiało jednak ogromną przyjemność. Samą zabawę w terenie skończyliśmy późno, bo dopiero koło 20:00 lokalnego czasu byliśmy na noclegu. Niedziela to już bardziej wycieczka krajoznawcza, do pokonania ponad 250 km po górskich serpentynach w zachodnią stronę Rumunii do polskiej miejscowości zwanej „Nowy Soloniec”. Oczywiście zanim tam dotarliśmy była okazja podziwiać i zatrzymywać się na pięknych punktach widokowych. W Nowym Soloniecu został odrestaurowany Dom Polski, w którym można dostać naprawdę bardzo tani nocleg. Ceny za osobę to 40 zł, a jest na bardzo wysokim standardzie, odbiegającym zdecydowanie od 
zabudowy całej wioski. Jeżeli ktoś będzie przejeżdżał przez okręg Suczawa to polecam się tam zatrzymać. Poniedziałek był podzielony, udało nam się pokonać kawałek trasy górskiej, ale awaria jednego z samochodów zmusiły nas do odwrotu i spokojnego powrotu już w stronę Polski. Dzień skończył się bardzo późno, trzeba było odstawić auto do serwisu i na ostatnią chwilę szukać hostelu w większej miejscowości Baia Mare. Splot nieprzewidzianych wydarzeń oraz troska o powrót na jeden samochód spowodowały, że zamiast wrócić w poniedziałek wieczorem zadecydowaliśmy, że zostaniemy jeszcze jeden dzień dłużej aby móc wracać większą grupą. Wydaje mi się, że nie było osoby, która by wróciła niezadowolona, wszyscy przełamali jakieś swoje bariery i ograniczenia, oraz co najważniejsze stereotypy dotyczące tego kraju.
Koszty 5 dniowego wypadu do Rumunii
Koszty tej wyprawy udało się zamknąć w 1800 zł, które były do podziału na 3 osoby. Została podjęta wspólnie decyzja, że staramy się oszczędzać ile tylko możemy, czyli większość jedzenia została przywieziona z Polski. Koszty, jakie ponieśliśmy to paliwo oraz noclegi, nie licząc innych, drobnych wydatków. Dla ciekawskich podaję tabelkę obok z dokładnym rozliczeniem. Przez cały wyjazd pokonaliśmy ok. 1700 km, 90 % trasy została zrobiona na gazie, tylko 2 razy wspomagaliśmy się zapasem benzyny. Odnośnie dokładniejszych kosztów oraz co i jak wyglądało postaram się napisać osobnego posta.
Z mojej strony chciałem pozdrowić wszystkich serdecznie, jestem przekonany że ekipa będzie miała jeszcze nie raz okazję się spotkać i wspólnie zdobywać nowe tereny 🙂
